sobota, 22 października 2011

DKF "16" - 22, 23.10.



22.10.sobota, godz. 18:00                            
DRZEWO ŻYCIA
USA 2010 reżyseria: Terrence MALICK, obsada: Brad Pitt, Sean Penn, Jessica  Chastain                                                               


                                                                                                                                  

   Od lat reżyser wyznaje zasadę, że jego filmy powinny mówić same za siebie. Ostatniego          wywiadu udzielił w 1973 roku.   Na swój na wpół mityczny status zapracował zaledwie kilkoma dziełami: były to "Badlands" z 1973 roku, "Niebiańskie dni" (1978), "Cienka czerwona linia" (1998), "Podróż do Nowej Ziemi" (2005) i najnowsze "Drzewo życia", w większości nakręcone w latach 2008-2009.  Kiedy "Drzewo życia" otrzymało główną nagrodę w Cannes, Malick nie odstąpił od swoich zasad i nie pokazał się na scenie.                                              
   Film o początkach wszechświata, tajemnicy wiary oraz drogi, jaką targana konfliktami rodzina musiała przebyć od żałoby do pojednania.                                                               
   Kino europejskie, by nie powiedzieć – światowe, próbę taką jak ta /metafizycznych poszukiwań/ przed kilkunastu laty podjęło i odniosło spektakularny sukces: nie darmo nazwisko Kieślowskiego wymienia się wśród najbardziej wpływowych, inspirujących twórców. Malick odważnie rusza wskazanym przez Polaka tropem, opierając się na stricte amerykańskich przesłankach.                                                                                                                
    Zaproszenie do współpracy Emmanuela Lubezkiego (cztery nominacje do Oscara w ciągu 10 lat oraz nagroda wenecka za zdjęcia do „Ludzkich dzieci”) jest gwarancją wizualnej precyzji filmu. W „Drzewie życia” powstawanie świata i jego dążenie do samozagłady (czego znakiem może być choćby dehumanizacja dzisiejszej architektury, stanowiącej tło scen współczesnego wątku) jest jedynie komentarzem do tego, co dzieje się wewnątrz rodziny, ukazanej przez pryzmat prowincjonalnego miasteczka w Teksasie lat 50. ubiegłego stulecia. Miasteczko Waco jest rodzinną miejscowością reżysera, co dało asumpt do mówienia o autobiograficznym charakterze filmu. Jednocześnie jednak miejsce akcji staje się figurą prawdziwej Ameryki – tradycyjnej, prowincjonalnej wolnej od klaustrofobii wielkich miast, gdzie żyło się w niewielkich społecznościach, bez zamykania domów na klucz i bez wyścigu szczurów, niszczącego relacje międzyludzkie. W takim świecie zawiązuje się podstawowa komórka społeczna – rodzina O’Brienów: niepracująca matka, uosobienie dobroci, podążająca – jak zostaje to sformułowane w filmie – drogą łaski, a więc bogobojna w etymologicznym znaczeniu tego słowa; surowy, czasem wręcz despotyczny ojciec – niespełniony muzyk i niespełniony inżynier. Tę rodzinę, jej dojrzewanie, oglądamy z perspektywy jednego z nich – najstarszego, który stając w obliczu kryzysu – nie jest sprecyzowane, czy to przejściowa sytuacja kryzysowa w życiu zawodowym czy osobistym pracownika wielkiej korporacji, czy też kryzys wieku średniego – wraca pamięcią do dzieciństwa.
    Taki powrót to zabieg doskonale znany amerykańskiemu kinu. Wypalony bohater przyjeżdża do miasta, gdzie dorastał, odkrywa na nowo ważne dla siebie miejsca, ładuje akumulatory, określa dystans, jaki udało mu się przebyć i wraca do codziennego życia, by zwyciężyć. Ale miejsca, do którego mógłby wrócić Jack O’Brien, już nie ma.
   W dziedzinie filmowej metafizyki kino amerykańskie było dotąd – co zabrzmieć może paradoksalnie – daleką prowincją i trzeba było Złotej Palmy, by powiedzieć, że nie daje się wyprzedzić innym.  





23.10.niedziela, godz.18:00 Czarna Wenus


Francja/Belgia 2010,  reżyseria: Abdellatif Kechiche, obsada: Yahima Torres, Olivier Gourmet, Jean-Christophe Bouvet, Andre Jacobs



   "Czarna Wenus" stawia bardzo wysoko poprzeczkę Abdellatif Kechiche stworzył monumentalne, zapierające dech minimalistyczne widowisko, które powinno przypaść do gustu wszystkim szukającym w kinie czegoś więcej niż tylko eskapistycznej rozrywki.
    W podstawowej warstwie fabularnej "Czarna Wenus" jest zapisem tragicznych losów Saartjie Bartman. Ta młoda kobieta o bardzo charakterystycznej fizjonomii przybyła do Londynu wraz ze swoim pracodawcą, by występować przed spragnioną egzotyki gawiedzią. W tamtych czasach w Europie czarny kolor skóry był wciąż rzadkością. Podczas przedstawień Bartman udawała dzikuskę, prawie zwierzę, które musiało być trzymane w klatce. Czyniła to tak przekonująco, że część bogobojnych londyńczyków pozwała jej pracodawcę, twierdząc, że znęca się on nad kobietą.
   Choć pod koniec pobytu w Londynie Bartman była zazwyczaj cały czas pijana i pragnęła czegoś więcej niż bycia dziką człekokształtną małpą z Afryki, to ogólnie powodziło jej się całkiem nieźle. Przekonała się o tym, kiedy zmieniła pracodawcę i przeniosła się do Paryża. Dała się zwieść ładnym słówkom i na własnej skórze odkryła, czym jest prawdziwy wyzysk...


     Przesłanie "Czarnej Wenus" jest  wciąż aktualne. I nie chodzi tu o traktowanie odmienności, ale o to, jak świat rozrywki wykorzystuje ludzi. Obecnie, za sprawą przeróżnych reality show odradza się konflikt pomiędzy prawdziwymi aktorami a całą resztą ludzi dostarczającą masom rozrywki. Ten zgrzyt w sposób symboliczny i bardzo dosadny zaprezentowano w scenach z londyńskiego procesu Bartman, podczas którego łatwiej londyńczykom był zobaczyć w kobiecie niewolnicę niż prawdziwą artystkę.    Kechiche wykorzystał kostiumowy sztafaż do pokazania bezwzględnego okrucieństwa świata show-biznesu. Tu każdy ma szansę na swoje 5 minut sławy, nawet największy odmieniec. To przyciąga ludzi, mamiąc ich nadzieją na akceptację, pojawianie się na salonach i bogactwo. W rzeczywistości są przeżuwani,  po czym wyrzucani do rynsztoka. Dziś zamiast arystokratycznych salonów mamy VIP-owskie przyjęcia i miejsca w klubach, cała reszta pozostała bez zmian.
                                                                                     
  Nagrody: MFF w Wenecji 2010: Nagroda Specjalna Równych Szans: Abdellatif Kechiche

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz