sobota, 26 listopada 2011

26 listopada, sobota

Kino ABC, godz.16:00

MIĘDZY ŚWIATAMI USA 2010, reżyseria: John Cameron Mitchell
obsada: Nicole Kidman, Aaron Eckhart, Dianne Wiest (91’)


Historia kobiety, która po dramatycznym przeżyciu próbuje odnaleźć się na krawędzi dwóch światów. Niezrozumiana przez twardo stąpającego po ziemi męża, znajduje pocieszenie w przyjaźni z tajemniczym młodzieńcem, który kiedyś przyczynił się do jej kłopotów. Chłopak oczaruje ją niezwykłą wizją rzeczywistości, która pozwoli bohaterce pogodzić się z przewrotnym losem i odnaleźć upragnioną drogę do szczęścia. 
Film uświadamia jak bardzo utrata bliskiej osoby może dramatycznie zmienić nasze życie. Pokazuje, że każdy, w indywidualny sposób próbuje stworzyć własny, alternatywny świat by odnaleźć w nim to, co niegdyś stracił. W takich momentach nastaje etap głębokiego kryzysu, który po pewnym czasie ustępuje by mozolnie obudzić w nas na nowo chęć do życia.

 DKF "16", godz. 18:00

MELANCHOLIA Dania, Francja 2011, reżyseria: Lars von Trier
obsada: Kirsten Dunst, Charlotte Gainsbourg, Brady Corbet, Kiefer Sutherland (130’)



   Według Larsa von Triera koniec świata jest rozwiązaniem równie dobrym jak inne, bo i tak nasza egzystencja nie ma znaczenia.
   Film został podzielony na dwie części. Pierwsza z nich, "Justine", toczy się na weselu tytułowej bohaterki, granej przez Kirsten Dunst. To przede wszystkim świetnie skonstruowany dramat psychologiczny – toksyczne rodzinne i zawodowe relacje, dziwaczne zachowania postaci obserwujemy w bezlitosnym zbliżeniu. Panna młoda coraz mocniej rani bliskich, atmosfera gęstnieje, początkowa, pozorna radość szybko pryska. Świat gestu, rytuału rozpada się jak domek z kart. Dobitnie ujmuje to matka panny młodej (jak zwykle świetna Charlotte Rampling) w toaście: - Bawcie się! Póki jeszcze możecie. Przypomina się "Uroczystość" Thomasa Vinterberga, bo elementy fantastyczne pojawią się w pierwszym rozdziale jedynie na marginesie: planeta Melancholia, która potem będzie stanowiła rzeczywiste zagrożenie, jest na razie po prostu nietypową gwiazdą, wzbudzającą niepokój tylko w nadwrażliwej, rozdygotanej Justine. Ale wesele się kończy, pozostaje po nim niesmak i pusty ogród, kolorowe odbicie tego z "Zeszłego roku w Marienbadzie".
     W części drugiej, toczącej się w nieokreślonym czasie po nieudanym weselu, stan melancholijnie usposobionej Justine jest jeszcze gorszy. Przyjeżdża do swojej siostry Claire (Charlotte Gainsbourg) i jej rodziny pogrążona w tak głębokiej depresji, że ledwo może się poruszać. Troska Claire nic nie pomoże, bo po niedługim czasie i ona zyska niezachwianą pewność, że Melancholia zmiecie wszystko z powierzchni Ziemi. Koniec nieuchronnie się zbliża, a nam nie pozostaje nic innego niż obserwować go  wraz z reżyserem.  
      Rewelacją filmu jest Kirsten Dunst: od pierwszego ujęcia, gdy widzimy ją ze spadającymi z nieba martwymi gołębiami w tle, ma niesamowitą siłę ekspresji. Opadnięte powieki, kąciki ust – na twarzy Justine wyraźnie widać rezygnację osoby pogrążonej w depresji. Jednak chwilę potem staje się umalowaną, śliczną jak laleczka panną młodą. Aktorka wyśmienicie gra udawaną radość i jednocześnie pozwala, by przez uśmiechniętą twarz prześwitywał szczery smutek. Justine przechodzi metamorfozę: w obliczu katastrofy to ona – załamana pesymistka – zachowuje zimną krew, w przeciwieństwie do pozornie opanowanej Claire, która nie może pogodzić się ze zbliżającą śmiercią. Przygnębiająca, lecz mądra obserwacja reżysera: melancholia dodaje większej mocy w obliczu śmierci niż życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz