PIEŚŃ SŁONIA KANADA 2014 reżyseria: Charles BINAMÉ obsada: BRUCE
GREENWOOD, XAVIER DOLAN, CARRIE-ANNE MOSS (110’) godz. 15:30
Zainspirowany
sztuką Nicolsa Billon film „PIEŚŃ SŁONIA” to jakby historia w historii, jak
rosyjska lalka matrioszka. To metafora umysłu młodego Michaela zamkniętego na
oddziale psychiatrycznym. Każdym posunięciem odsłania nowe, nieprzewidziane
fakty i w ten sposób manipuluje doktorem Greenem. Ich zacięta, a jednocześnie
intymna relacja odbija się echem daleko poza murami szpitala. Rezonuje
wydarzeniami z przeszłości, ale przede wszystkim ma istotny wpływ na
teraźniejszość i przyszłość. Rozgrywka Michaela staje się areną dla prawdy i
ironicznie, miłości, której osamotniony chłopiec nigdy nie doświadczył. Dla
mnie w tym właśnie tkwi piękno tego filmu.
„Pieśń słonia” ogląda się świetnie, choć to film schematyczny, z dosyć tradycyjną narracją, ckliwą muzyką, melodramatycznym zakończeniem, a jednak ciekawy i spójny.
Fabuła „Pieśni słonia” zasadza się na przedstawieniu gry intelektualnej i emocjonalnej między bohaterami – ze szpitala psychiatrycznego znika terapeuta, a ostatnią osobą, która go widziała i z pewnością wie, co się wydarzyło, jest pozostający pod jego opieką chory – Michael Aleen. Dyrektor szpitala – doktor Green, w obawie przed kolejnym medialnym skandalem, postanawia na własną rękę wyciągnąć od pacjenta informacje.
Reżyser Charles Binamé zręcznie przenosi nas w realia i atmosferę lat 60. Zdjęcia Pierre’a Gilla są stylowe i perfekcyjne. Ciekawie zmontowane klasyczne kadry przeplatają się z nowoczesnymi zbliżeniami, przebłyskami obrazów i retrospekcjami, które podkreślają i wydobywają emocje bohaterów. W prostej, klasycznej formie pozostaje dużo miejsca dla aktorów i granych przez nich postaci. Utrzymane w chłodnej tonacji zdjęcia dopasowują się do przestrzeni szpitala psychiatrycznego, w których mury pacjenci wnoszą życie.
TAXI – TEHERAN Iran 2015 reżyseria:
Jafar PANAHI, (82’) godz. 17:30
MFF
w Berlinie 2015: Złoty Niedźwiedź dla najlepszego filmu, Nagroda FIPRESCI
Podróżujący
po Teheranie jako taksówkarz reżyser na przykładzie kolejnych pasażerów z
humorem pokazuje nam absurdy i grozę życia w jego ojczyźnie. Chociaż pojawia
się tu dosadna krytyka instytucji cenzury czy opresyjnego systemu, film
przepełniony jest miłością do perskiej kultury i Irańczyków. Dzięki niemu
dowiadujemy się na temat Iranu więcej prawdy niż z mediów w ostatniej dekadzie.
Chociaż
reżysera objęto dwudziestoletnim zakazem wykonywania zawodu i przbywa w
areszcie domowym („Taxi-Teheran”, tak jak
i dwa poprzednie filmy twórcy, powstało nielegalnie, bez zgody irańskiej
cenzury), z jego filmu płynie radość z życia i radość z tworzenia. Do tej taksówki trzeba wsiąść koniecznie!
Jestem filmowcem. Nie
potrafię robić nic innego niż filmy. Kino jest dla mnie formą ekspresji i
sensem mojego życia. Nic nie jest w stanie powstrzymać mnie przed kręceniem.
Nawet w ostateczności, kiedy wydaje się, że nie będzie to już więcej możliwe,
zaglądam do środka siebie i znajduję tam pomysły na to, w jaki sposób stworzyć
kolejny obraz w warunkach, w jakich się znalazłem, mimo ograniczeń. Jafar
Panahi
Aktorzy, którzy zagrali w Taxi, nie pojawiają się w czołówce filmu. Wynika to z niebezpiecznych konsekwencji, które irańska władza może wysunąć w stosunku do osób zaangażowanych w produkcję. Jedynymi osobami, które można w filmie rozpoznać, jest reżyser oraz jego siostrzenica Hana Saeidi, która na festiwalu w Berlinie odebrała Złotego Niedźwiedzia przyznanego wujowi. Dziewczynka wzruszyła się na scenie tak bardzo, że zdołała jedynie rozpłakać się do mikrofonu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz