Kino ABC, godz. 16:00
MÓJ ROWER Polska 2012, reżyseria: Piotr Trzaskalski, obsada:
Artur Żmijewski, Michał Urbaniak, Krzysztof Chodorowski, Witold Dębicki, Anna
Nehrebecka, Piotr Szczepanik (94’)
Włodek, były
muzyk podchodzący do życia z żartobliwym dystansem, jego syn Paweł, robiący
światową karierę pianista oraz wnuk Maciek, na razie zbuntowany, ale jeszcze
wszystko przed nim. Trudno ich nazwać najbardziej budującym przykładem męskiego
ramienia rodziny: nie są sobie oddani, żyją w oddaleniu, więcej o sobie nie
wiedzą niż wiedzą. Pogrążyli się w swoich światach, noszą w sobie nieutulone
żale, ale przecież kochają się. Tak trudno, po męsku. I choć myśleli pewnie, że
nigdy już się tak nie stanie (a może jedynie odwlekali ten moment),
okoliczności zmuszą ich do spędzenia kilku dni wspólnie, i to w podróży. A jak
wiadomo, z podróży już się nie wraca takim samym. Przynajmniej w kinie...
Reżyser zrobił
film, który bezszelestnie uwodzi widza. Pomogło w tym znakomite poprowadzenie
aktorów. Pełnię tej sztuki ogniskują Artur Żmijewski i Witold Dębicki, dzielnie
im partneruje Krzysztof Chodorowski. Pięknie na tym tle, dlatego, że ani przez
chwilę nie udaje aktora, wypada Michał Urbaniak. Muzyk, w roli byłego muzyka,
jest na ekranie szczerze i odważnie. Nie boi się pokazać ciała, które zmaga się
z wiekiem, choć dusza jeszcze gra i słyszy najpiękniejsze dźwięki. Bardzo
bezpośrednia identyfikacja z postacią.
DKF "16", przegląd filmowy "RZECZYWISTOŚĆ I KREACJA", godz. 18:00
DKF "16", przegląd filmowy "RZECZYWISTOŚĆ I KREACJA", godz. 18:00
5 ROZBITYCH KAMER reż. Emad Burnat, Guy
Davidi, Palestyna/Francja/Izrael/Holandia 2011 (90‘)
Emad
Burnat nie jest zawodowym reżyserem. To rolnik, który od siedmiu lat
dokumentuje życie swoje i swoich bliskich w wiosce Bil'in na zachód od
Ramallah, na okupowanym przez Izrael Zachodnim Brzegu Jordanu. "Pięć
rozbitych kamer", film nakręcony przez niego i nominowany do Oscara w
kategorii dokument, to historia wioski, która sprzeciwia się budowie na swoim
terenie muru bezpieczeństwa, chroniącego Izraelczyków przez atakami
palestyńskich terrorystów.
Pierwszą kamerą zarejestrował jak izraelskie
buldożery w 2005 roku najechały na wioskę i wyrwały oliwne drzewka z ziemi. W
tym miejscu, wzdłuż ziemi jego znajomego, powstał wielki mur oddzielający
izraelskie miasta od Palestyńczyków. W pierwszych dniach oporu przeciwko
izraelskim osadnikom i obecnym wszędzie izraelskim żołnierzom urodził się syn
Emada – Gibreel. Emad dokumentował jak chłopiec dojrzewał i stał się świadomym
uczestnikiem pokojowych, antyizraelskich protestów, a także jak szybko i silnie
rozrastał się mur. Eman zarejestrował również, jak sympatycy z całego świata,
również z Izraela, zapewniali pomoc wiosce, ale gdy opór się zwiększał i
sytuacja mocno przybierała na sile, zaczynały się aresztowania, a mieszkańców
wioski zabijano. Emad nadal kręci swój film, pomimo próśb żony, która boi się
negatywnych konsekwencji. "5 rozbitych kamer" to nie tylko
fascynujący obraz, dokumentujący unikalne zdarzenia z historii
izraelsko-palestyńskiego konfliktu, lecz również bardzo osobista, poruszająca
filmowa wypowiedź na temat walki palestyńskiej wioski przeciwko przemocy i
opresji.
To film o mnie, o mojej rodzinie,
dorastaniu moich dzieci. Dzięki temu widzowie czują, że ta historia jest im
bliska, lepiej ją rozumieją - mówił Burnat w rozmowie z "Hollywood
Reporter". - Chciałem pokazać ludziom, jak wygląda życie w Palestynie, co
naprawdę się tam dzieje. Uznałem, że najlepiej będzie pokazać naszą
codzienność.
Media o
filmie:
Tytuł "Pięciu rozbitych
kamer" nie kłamie. Przez kilka lat
kolejne kamery Burnata ulegały wypadkom albo były celowo niszczone przez
izraelskich żołnierzy. Być może uratowały reżyserowi życie, bo to na nich
zatrzymały się kule. A być może je naraziły, bo gdyby nie kamery, Izraelczycy
nie strzelaliby właśnie do niego. (...) Dzięki Burnatowi, który na miejscu
nakręcił kilkaset godzin materiału, poznajemy kolejne etapy walki o Bil'in.
Najpierw copiątkowe demonstracje. Potem coraz ostrzejsze starcia i swoiste
podchody. Kiedy nocą Palestyńczycy stawiają na spornych terenach prowizoryczny
barak, Izraelczycy następnego dnia go usuwają. Mieszkańcy Bil'in stawiają
następny i zamykają się w środku. Sytuacja wydaje się groteskowa, ale tragedie
wiszą na włosku. Dochodzi do pobić, aresztowań, z powodu strzałów giną ludzie.
Jest w
filmie znacząca scena, kiedy żona reżysera wiesza pranie. Słyszy pobliskie
strzały, ale ani na chwilę nie przerywa, a jedynie poucza męża: "Nie
pozwól chłopakom biegać po ulicy". Bo "Pięć rozbitych kamer" to
swoisty zapis codziennego życia w cieniu wojny - ona trwa, choć nie ma tu
wyraźnej linii frontu. A im bardziej staje się naturalna, tym bardziej
wszystkich zmienia, wsiąka w skórę, odczłowiecza.
Paweł
T. Felis – GW
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz